środa, 5 października 2016

Poziom trudności a przyjemność z gry.



Ostatnio zacząłem grać w każdy nowy tytuł na normalnym poziomie trudności. Tak przyznaję się bez bicia, że od dłuższego czasu szedłem po najniższej linii oporu i na początku każdej nowej przygody szukałem opcji "łatwy" lub jeżeli tylko była taka dostępna - "bardzo łatwy". Nie zawsze jednak tak to wyglądało. Nie mogę powiedzieć, żebym był fanem poziomu "hard", ale za czasów szkolnych gniotłem naprawdę trudne tytuły nie zrażając się porażkami. Co się zmieniło?


No właśnie bardzo wiele. Przede wszystkim czas którego w obecnej chwili mam znacznie mniej. Tak na prawdę to jego brak stanowi kluczowy problem w doświadczaniu przeze mnie gier w sposób w jaki przewidzieli to twórcy. Sam fakt, że wymiar godzin lekcyjnych w szkole był znacznie mniejszy niż czas etatu dawał te kilka bonusowych godzin na rozwalenie tego ciężkiego bossa w "Ninja gaiden". Dodając do tego te godziny które sam sobie skracałem wagarowaniem, było na prawdę sporo czasu, aby masterować swoje skille w ciężkich produkcjach.


Dzisiaj nie jest tak kolorowo. Po nawale obowiązków w pracy i w domu, minus czas spędzony z narzeczoną sprowadza średnią godzinową gameplay-u do żałosnych dwóch tygodniowo. Kiedy zasiadam przed kompem z zamiarem odprężenia się i przez 50%  mojego czasu nie wykonuję żadnego progresu z powodu ciągłych porażek, poziom frustracji rośnie i rzucam grę w kąt. Bo do cholery życie rzuca wystarczająco dużo wyzwań i kłód pod nogi, żeby podczas rozrywki fundować sobie tego powtórkę. Tym sposobem wielokrotne próby nie cieszą już tak jak kiedyś.

Kolejną kwestią która o dziwo nie zachęca mnie do wyzwań jest przystępność gier. Kiedyś będąc na łasce rodziców nie mogłem zagrać w większość tytułów na których mi zależało. Dziś jeśli chcę mieć jakąś grę to ją kupuje. Nawet jeśli nie jest to rozsądne w obecnej chwili czy nie do końca mam na nią pieniądze. To zachowanie w parze z deficytem czasu doprowadza do sytuacji w której mam na steamie cztery tytuły, które zainstalowałem, pograłem pięć minut i czekają, aż skończę poprzednią grę. I jak tu ochoczo stawić czoła trudnościom gry? Kiedy inne czekają na swoją kolej, a czasu jest tak mało.

Zauważyłem, że takie zachowanie przynosi efekty uboczne. Jakie? OMG! Staję się powoli casualem! Zaczynam gry i nie kończę ich. Jeśli są za trudne to je sobie odpuszczam, a moje performance w multi jest gorszy niż żałosny. Złapałem się na tym, że oddalam się od mojej pasji która towarzyszy mi przez prawie całe moje życie. Tak być nie będzie!

A jakie są wasze przemyślenia i preferencje co do poziomów trudności?
Dajcie znać w komentarzach!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz